wtorek, 30 sierpnia 2011

Indyjskie zwyczaje cz.2

Kolejna mieszanka informacji o tym, co w Indiach przykuło moją uwagę:

Zacznę tym razem od sprawy czystości. Indie uważane są za kraj zaśmiecony i trudno się z tym nie zgodzić. Wyrzucanie śmieci za okno samochodu czy też gdziekolwiek indziej jest na porządku dziennym. Jedynie w Mumbaju grożą za to wysokie mandaty i ludzie faktycznie się nie zachowują w ten sposób zbyt często, więc jest stosunkowo czysto (a więc jednak się da! Tylko kiedy system taki zostanie wprowadzony w innych miastach?). Mieszkańcy Indii nie są przyzwyczajeni do sprzątania. Prawie każda, choćby średnio zamożna rodzina ma tutaj osobę, która sprząta im w domu, pierze, zmywa...

W Indiach kobiety mają specjalne prawa. Napisy typu "First class & Ladies" nie są rzadkością na stacjach i w pociągach krótkodystansowych. Często też do kas biletowych istnieją oddzielne kolejki dla kobiet, co często okazuje się zbawienne, np. przed wejściem do Czerwonego Fortu w Delhi udało nam się dzięki temu zamienić na oko ok. 200-osobową kolejkę na kilkuosobową. Nie mam pojęcia czy populacja kobiet jest tu znacznie mniejsza niż mężczyzn, czy też rzadziej wychodzą one gdziekolwiek, ale tak to często wygląda. Swoją drogą kolejki są takie długie w tego typu miejscach, dlatego że przed wejściem każdemu sprawdzana jest dość dokładnie zawartość torebki czy plecaka. Na większych stacjach kolejowych istnieją również oddzielne kolejki wyłącznie dla zagranicznych turystów. W takim przypadku nie trzeba stać w kolejce, a wchodzi się bezpośrednio do biura, gdzie można usiąść, na spokojnie uzyskać wszystkie informacje i zakupić bilety. Całkiem miło.

Hindusi często są niezwykle ciekawscy i zwykle niczego się nie krępują. Nie zapomnę jak Dennis robił coś na swoim laptopie, a za jego plecami ustawiło się z 5 osób i patrzyło mu przez ramię co on tam robi (Dennis ich nie widział). To normalka w Iniach - jeśli coś ich zainteresuje to po prostu będą bez najmniejszego skrępowania się przyglądać i to często przez długi czas. Nie krępują się także pytać o cokolwiek - wiek, wyznawaną religię, stan cywilny... - to pytania, które potrafią zadać nawet na samym początku rozmowy, co mi akurat nie przeszkadza.

Hindusi bardzo lubią pomagać. Zapytać np. o drogę można każdego - jeśli nie mówi po angielsku lub nie zna tego miejsca, to zacznie sam zaczepiać innych w celu uzyskania odpowiedzi. Zdarzyło nam się też wielokrotnie, że ludzie widząc nas z mapą sami podchodzili i pytali czy mogą nam pomóc. Niektórzy jednak tak bardzo lubią "pomagać", że wskażą nam jakikolwiek kierunek, zamiast przyznać, że nie znają odpowiedzi. Dlatego zawsze warto pytać kilku osób, by mieć pewność.

Aktualnie nie mam pojęcia dlaczego większość hindusów to wegetarianie. Jeszcze jakiś czas temu myślałam, że teligia to nakazuje, ale jednak nie. Czasem nawet w świątyniach zabija się kozy i następnie przygotowuje z nich posiłki dla wiernych. Zapytałam moją "indyjską mamę" (dyrektorkę szkoły) o to dlaczego właściwie nie je mięsa ani jajek - czy chodzi jej może o względy etyczne odnośnie zabijania zwierząt, skoro nie religijne. A ona odpowiedziała, że... nie wie! Po prostu nigdy nie spróbowała, nie je, nie chce spróbować i nie ma pojęcia dlaczego. Naprawdę ciekawe.

Ludzie w Indiach kochają deszcz. Gdy tylko zaczynam swoje małe "narzekania" pt. dlaczego znowu leje, reakcja prawie każdego jest taka sama - mówią "to dar Boga". Stąd wyszło małe nieporozumienie - gdy pytałam dyrektorkę szkoły o pogodę jaka będzie w tym okresie w Goa, powiedziała mi, że będzie świetna. Później się okazało, że dla niej świetna pogoda to pogoda deszczowa ;)

W Indiach używa się niezrozumiałych dla osób zza granicy liczebników, a mianowicie: "lakh" i "crore". Np. populacja Indii to 117 crore'ów i każdy tutaj dokładnie w ten sposób poda tę liczbę. Na dodatek mają oni problem z przeliczaniem tego na "normalne" liczby, ale po długich ustaleniach i kilkukrotnie zmienianych wersjach udało się w końcu dowiedzieć, że lakh to 100 tysięcy, a crore to 10 milionów

Hindusi są dość religijni. Jakiś czas temu miałam zaszczyt wziąć udział w "imprezie" z okazji 75. urodzin ojca założyciela organizacji, w której pracuję. Świętowanie tego wydarzenia opierało się właściwie wyłącznie na długich obrzędach religijnych. W pierwszy dzień modlono się przez wiele godzin przy specjalnym dzbanku z wodą, którą posypywano niezliczoną ilością płatków kwiatów.




W drugi dzień najpierw również kilka godzin modlono się, tym razem przy małym ognisku rozpalonym w środku domu. Do ogniska tego wrzucano różne zioła. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak byli oni w stanie tak długo wytrzymać w tym pomieszczeniu, bo ja stałam na zewnątrz domu i ciężko mi było wytrzymać, gdy tylko się trochę zbliżałam do wejścia, z powodu duszącego dymu. Po tych modlitwach solenizant i jego żona polewani byli wodą z dzbanka, nad którym modlono się poprzedniego dnia. Na koniec goście podawali na złotej paterze prezenty i zrobiono całą masę zdjęć z gośćmi, których było tego dnia ok. 100, albo nawet więcej.

Wraz z Jake'm również zanieśliśmy prezenty.



A tutaj cała ekipa nauczycielska z solenizantem i jego żoną.


Jak widać, na uroczystość założyłam sari. Obiecałam kiedyś zdjęcia w tym stroju, więc wstawiam:



Jedzenie podczas ceremonii, zostało podane na liściach bambusowych :) Można też spotkać się z tym w wielu restauracjach.


A to już zupełnie gdzie indziej - indyjski specjał o nazwie Gola. Jeslt to kruszony ubity lód, do którego wbija się patyczek i nalewa specjalnego syropu w wybranym smaku.


Mieszkańcy Indii noszą wiele rzeczy na głowie. Czasem nawet nie podtrzymują ich ręką! Na dworcu nie jest to rzadkością, że spotyka się kogoś niosącego nawet 2 duże walizki na głowie :) I są to zarówno mężczyźni, jak i kobiety.



Aż czasem miałam ochotę spróbować czy to faktycznie takie wygodne, że tyle osób w ten sposób nosi swoje bagaże ;)

Na koniec zamieszczam jeszcze parę zdjęć. Oto imponująca świątynia Kapaleeswarar, czyli największa świątynia w Chennai:




A tutaj straganik z darami, jakie wierni składają w świątyni - są to zwykle kwiaty i owoce.


I jeszcze trochę zdjęć typowo indyjskich straganików z owocami i kwiatami.




Pan sprzedający nieco inną odmianę kokosów.


A tutaj durian, czyli najbardziej śmierdzący owoc świata (ale bardzo smaczny!). W niektórych krajach nie można go jeść publicznie w wielu miejscach z powodu tego nieprzyjemnego zapachu.


I na koniec piwo "strong" bezalkoholowe, takie to chyba tylko w Indiach można kupić :)

2 komentarze:

  1. Cześć, mam pytanie,w Święta przyjedzie do nas Hinduska z dzieckiem, jaki drobiazg można jej kupić i czego nie kupować żeby jej nie urazić. Będę wdzięczna za podpowiedź

    Ania

    OdpowiedzUsuń
  2. 24 yr old Programmer Analyst II Ferdinande D'Adamo, hailing from Le Gardeur enjoys watching movies like Class Act and Drawing. Took a trip to Uvs Nuur Basin and drives a Bugatti Type 57SC Atalante. przekieruj tutaj

    OdpowiedzUsuń