W pierwszy dzień dowiedziałam się, że mam codziennie (oprócz niedzieli) od 9.00 do 15.30 organizować dla dzieci jakieś zajęcia, gdy i zabawy. SAMA!! No to teraz przeraziłam się nie na żarty. Nie jestem przedszkolanką ani nauczycielką. Nie mam prawie żadnego doświadczenia w organizowaniu dzieciom zajęć. Lubię spędzać z nimi czas i mam trochę pomysłów na zabawy, ale robienie zabaw i zajęć przez 6,5 godziny każdego dnia przez 2 miesiące to przecież zupełnie inna bajka!! W czwartek tylko obserwowałam i starałam się stworzyć jakiś wstępny plan działania. Ale stworzyłam tylko bardzo ogólną listę tego, co mogę zorganizować.
Kolejnego dnia musiałam już zacząć pracę. Zaczęłam od przedstawienia prezentacji o mnie, mojej rodzinie, moich podróżach i moim życiu w Polsce. Potem zorganizowałam sporo gier i zabaw oraz nauczyłam dzieciaki kilku słów po polsku. Potem zaczęły się schody, z każdą chwilą robiło się trudniej. Pewne zabawy po prostu nie wypaliły. Ale mimo to oceniłabym, że 80% rzeczy udało się naprawdę świetnie. Dzieciaki nieźle się bawiły, a ich uśmiechy były najlepszą nagrodą za cały mój wysyłek. Właśnie to dodaje mi sił do dalszej pracy tutaj.
Ok, ten dzień mogę uznać za dość udany, ale co z następnymi? Nie znam 2000 zabaw, by codziennie robić coś innego. A wydaje mi się, że tego właśnie się tu ode mnie oczekuje. Dodatkowo mam problem z komunikacją. Rozumiem się stosunkowo dobrze z managerem i jego żoną (którzy siedzą w biurze i nie biorą udziału w zajęciach) i z dwoma nauczycielkami. Dziś zawsze prosiłam je o pomoc w tłumaczeniu dzieciom zabaw i koordynowaniu ich. Ale na koniec dnia dostałam mały ochrzan, że muszę mieć kontakt ze wszystkimi nauczycielami. Tylko jak, skoro z niektórymi zbytnio się nie rozumiem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz