piątek, 1 lipca 2011

Nowe miejsce, nowe wyzwania

Okazało się, że szkoła, w której teraz pracuje nie jest zlokalizowana w Chennai, ale na wsi. Ok, mogę mieszkać tutaj 10 dni, ale cieszę się, że jednak wrócę z powrotem. Warunki tutaj są gorsze, nie ma nawet ubikacji, tylko dziura w podłodze ;) Tak to wygląda…

 I wszędzie pełno robaków, ostatnio dosłownie dostałam gęsiej skórki, gdy zobaczyłam setki, jak nie tysiące mrówek wędrujących sobie koło mojego plecaka… Nie mówiąc już o tym, że zaraz obok leży również materac, na którym śpię. Mieszkam tu wraz z Dennisem z Chin i dyrektorką szkoły. Cieszę się, że mogę spędzić trochę czasu z innym wolontariuszem. Całkiem nieźle go rozumiem i on mnie też – to najważniejsze. Znacznie łatwiej jest mi komunikować się z nim niż z hindusami. 

Dennis jest bardziej przewrażliwiony niż ja, przy nim czuje się jakbym mieszkała tutaj już z miesiąc. Ma zupełnie inne podejście, boi się tu napić nawet przegotowanej wody, nie próbuje jeść rękoma, ma ze sobą całą torbę jedzenia z Chin i miliard różnych wynalazków, takich jak np. naklejki na łóżko odstraszające robaki :) W sklepie on wybrał pepsi, ja bym nawet nie pomyślała, żeby kupić tutaj coś takiego, jeśli mogę spróbować czegoś, czego w Polsce nie ma – ja kupiłam sobie sok z liczi :) A tak przy okazji – świeże soki tutaj dosłownie wymiatają! Dlaczego w Polsce nie ma świeżych soków np. z granatów, z mango, z arbuza, czy z papai? Smak soków w kartonikach jest całkiem fajny, ale świeże soki tutaj to naprawdę smak jakich mało!! Już wiem, że będę za tym tęsknić po powrocie do Polski.

Dennis jest strasznie sympatyczny i naprawdę cieszę się, że mogę spędzić trochę czasu z kimś spoza Indii. W przyszły weekend wybierzemy się do chińskiej restauracji, więc będę mogła spróbować także tej kuchni. Dostałam też od niego piękny wachlarz i pałeczki do jedzenia ryżu. Obiecał, że nauczy mnie posługiwać się nimi :)

Poza tym dostałam dziś informację o tym, że niedługo będzie spotkanie wszystkich AIESECerów. Super, już nie mogę się doczekać :)

Trochę zdjęć z okolicy, w której teraz mieszkam:


Takie zwierzaczki spacerują sobie po ulicy. Wyglądają jakby chciały zaraz mnie zjeść lub co najmniej staranować, ale nie było tak źle :)



Ostatnio w drodze do szkoły widziałam węża/żmiję (nie rozróżniam :P) i… prawdziwego legwana zielonego na wolności! Ciężko było zrobić mu zdjęcie, bo jest szybki spryciarz.


 
A takie stworzonka chodzą po mieszkaniu. Ostatnio naliczyłam 4 takie w jednym, niewielkim pomieszczeniu :)







A to wejście do szkoły, w której teraz prowadzę zajęcia.



 

1 komentarz:

  1. Karolina mełecka1 lipca 2011 10:26

    Iza jestes niesamowita sama w takim biesamowitym kraju,ale szczerze powiedziawszy ty zawsze wyglądałas ządną przygód...czego nauczasz w tej szkole odp na fb pozdrawiam i trzymam kciuki i napewno bede czytac :)

    OdpowiedzUsuń