piątek, 26 sierpnia 2011

Mały raj na ziemi - Goa


Tak, jestem już w Polsce, ale ostatnio nie miałam zbyt wiele czasu na napisanie czegoś, a na dodatek mój komputer się zepsuł. Mój blog jednak nie byłby pełny, gdybym nie dodała tutaj jeszcze kilku postów...


Goa to bardzo popularne miejsce na spędzanie wakacji, zwłaszcza dla Hindusów, Rosjan i Brytyjczyków. To miejsce jest zupełnie inne niż reszta Indii, przystosowało się bowiem w pełni do potrzeb turystów. To miejsce, gdzie czuje sie wszechobecny relaks. Mieszkańcy regionu mają nawet odpowiednie słowo na to, brzmiące ''susegad'', co w wolnym tłumaczeniu znaczy ''just chill out''. Goa nie jest typowym miejscem do zwiedzania zabytków, ale własnie przede wszystkim do odpoczynku. Aktualnie jednak nie jest zatłoczone, ponieważ nie jest to sezon turystyczny w Indiach - ten bowiem zaczyna się tu w listopadzie. Z tego tez względu nie mogłyśmy skorzystać z bardzo wielu atrakcji, takich jak np. sporty wodne, rejsy statkiem do delfinów i krokodyli w
ich naturalnym środowisku, czy też wycieczki do wodospadów Dudhsagar. Pogoda również nie była zbyt wakacyjna, gdyż trwa tu obecnie monsun, co oznacza niemal codzienne deszcze. Pogoda jednak jest tu bardzo
zmienna i często z ulewy zmienia się nagle w bardzo słoneczna.


Co więc tutaj robiłyśmy? ''Susegad'' przede wszystkim :) Na odpoczynek wcześniej nie było zbyt wiele czasu, a wakacje dobiegają końca, więc trzeba było nadrobić zaległości. Zrobiłyśmy zakupy pamiątek, spędziłyśmy trochę czasu na plaży, odwiedziłyśmy plantację przypraw, kilka kościołów, hinduską świątynię, muzeum archeologiczne; wybrałyśmy się w krótki rejs statkiem (niestety podczas monsunu jest to możliwe tylko na rzece) i na imprezę do lokalnego klubu :) Muszę powiedzieć, że moja koleżanka z Rosji zmieniła mi się tu nie do poznania. Ze spokojnej, powiedziałabym nawet, że lekko nieśmiałej dziewczyny zmieniła się w osobę, która postanawia zrobić tu całkiem niemały tatuaż, a koło 4.30 nad ranem na moją propozycję powrotu do hotelu pyta
dlaczego JUŻ chcę wracać ;)


Na plaży nie spędzałyśmy zbyt wiele czasu, przede wszystkim ze względu na pogodę. Inną sprawą był fakt, iż spędzanie czasu na plaży było dość męczące ze względu na nieustanne prośby hindusów o możliwość zrobienia sobie z nami zdjęcia. Wcześniejsze prośby tego typu nawet mnie bawiły i nie przeszkadzały za bardzo, ale w momencie, gdy w ciągu 30 min siedzenia na plaży dostaje się kilkadziesiąt próśb tego typu, to naprawdę można mieć dość ;) Strojów kąpielowych nikt na plaży nie nosi (choć jest tak podobno tylko poza sezonem). Dopiero ostatniego dnia wybrałyśmy się na inną plażę, gdzie zobaczyłam jedną turystkę w bikini. Wtedy uznałam, że mam gdzieś tych wszystkich hindusów i też będę się kąpać i opalać w stroju kąpielowym, tym bardziej, że pogoda była słoneczna jak nigdy odkąd tam byłyśmy. Paradoksalnie, gdy byłam w stroju przestałam mieć problemy z jakimkolwiek zaczepianiem ze strony hindusów. Do teraz nie do końca wiem jaka była przyczyna. Być może tak źle wyglądam w stroju kąpielowym ;) A może po prostu byłam "zbyt wyzwoloną" kobietą dla nich i się bali? W każdym razie nareszcie było trochę spokoju, co mnie totalnie zaskoczyło. Wystarczyło tylko kilka godzin na takiej pogodzie, bym nieźle się spaliła, a właściwie tak bardzo jak jeszcze nigdy w życiu. Bardzo mnie to zaskoczyło, bo nawet po tygodniowym pobycie w Tunezji nie miałam żadnych problemów ze skórą, a tu po kilku godzinach cierpiałam i wyglądałam strasznie przez kilka dni.






Jak wspomniałam wcześniej, wybrałyśmy się tu też na plantację przypraw. Niestety uroku tego miejsca nie da się oddać słowami czy też na zdjęciach. Urok tego  miejsca to spacerowanie ścieżkami z przewodnikiem, próbowanie i wąchanie aromatycznych przypraw...



A tu popijam sobie herbatkę z trawy cytrynowej. 






W pobliżu plantacji skorzystałyśmy z przejażdżki na słoniu - nie jest zbyt wygodny :)





Rejs statkiem po rzece był również fajnym doświadczeniem, przede wszystkim ze względu na to, że w środku panowała impreza. Muszę przyznać, że jako wielka fanka tańca uwielbiam patrzeć na tańczących indyjskich facetów - na to jak w całości poświęcają się tańcu, na ten uśmiech i błysk w oku, po którym widać, że naprawdę kochają taniec. Są naprawdę niesamowicie muzykalni. No i, co tu dużo mówić, są przy tym w dużej części piekielnie przystojni ;)










W Goa można zrobić bardzo tanie zakupy (szkoda tylko, że już w tym momencie nie miałam zbyt wiele miejsca w mojej walizce...) A jeśli chodzi o alkohol to jest tu niesamowicie tani. Degustację wypadało przeprowadzić ;) Chlubą Goa jest wódka Fenny, którą kupić można tylko tutaj. Jest ona robiona z orzechów nerkowca. Dużą butelkę (bodajże 0,75 l) takiej wódki można tutaj kupić 10-15 zł. Taka sama cena obowiązuje np. za gin czy rum. Ciekawostką jest to, że praktycznie wszystkie alkohole sprzedawane są wyłącznie w plastikowych butelkach. A co jeszcze ciekawsze - można znaleźć też alkohole w plastikowych torebkach o pojemności 90 ml!




W takich torebkach można tu kupić wódki smakowe, rum, whiskey... Na początku kupiłam jako ciekawostkę bardzo mocno obawiając się jakości, ale okazało się, że jest dużo lepsza niż jakakolwiek wódka smakowa, jakiej kiedykolwiek spróbowałam! Wódka o smaku mango pachnie dosłownie jak sok, w smaku również da się wyraźnie wyczuć słodkawy smak mango.


Do Goa warto się wybrać, nawet poza sezonem. Choć bardzo chciałabym zobaczyć to miejsce również w sezonie. Panuje tu niezwykła atmosfera, pełna uśmiechu, przyjaznego nastawienia, relaksu i bezinteresownej pomocy w razie potrzeby. Można też spotkać tu wielu innych obcokrajowców, przede wszystkim z Rosji, ale my spotkałyśmy tutaj także osoby z Australii, Nowej Zelandii, Anglii, Nepalu, Francji... Goa to miejsce, które ma swój naprawdę fajny klimat, choć nie jest to klimat typowo indyjski.



1 komentarz:

  1. Witaj!

    dopiero teraz znajduje Twojego bloga, czy byłaś w Indyjskich Himalajach? Czy widziałaś Kashmir?

    W Indiach wielka sztuka jest znaleźć miejsce bez tłumów, tu tez jest z tym problem

    Pozdrowienia, Ewa!

    OdpowiedzUsuń